sobota, 8 listopada 2014

Zwierciadło Zła



 Wściekłość mnie ogarnia - sięga do czeluści,
zniewala wolną wolę - depcze spokój,
opamiętanie - to tylko pusty slogan,
wymawiany przez masy - bezwolnych bluźnierców,
stoją wszyscy w zwartym szeregu - szara masa,
tępy wzrok - posępne miny.
      Wściekłość moja sięga zenitu,
      to już jest czysta furia,
      gnam przed siebie - w uszach słyszę słowa,
      docierają one do wnętrza - rozpalają gniew,
      pędzę do przodu - gnany gniewem,
      gniew mym motorem napędowym jest.
Docieram do celu - pięści zaciśnięte
oddech przyspieszony - zimny jestem niczym głaz,
krokiem szybkim - zbliżam się,
oczy zwężone - kapią gniewem,
z ust toczy się tylko syk,
napięte ciało i zaciśnięte zęby.


      Jestem na miejscu - wyciągam ręce,
      coś wyrywam - upada z hukiem,
      brak kontroli nad sobą - to już nienawiść,
      seria brutalnych zwrotów akcji,
      przelewająca szalę goryczy,
      to tragedia i zarazem śmierć owej chwili.
Porozrzucane wszystko dookoła
z futryny drzwi - wyłamane,
okna powybijane - zieją otworami,
a na podłodze resztki zastawy,
i sprzęt też nie oszczędzony,
stoję na środku tego zniszczenia

      Docierać zaczyna do mnie po woli - obraz zniszczenia,
      co było domem - ruiną się stało,
      wszystko dookoła zniszczone - zło zatriumfowało,
      dałem się ponieść emocjom - negatywnej energii,
      teraz już wiem - jestem tylko cieniem tamtego człowieka,
      który próbuje jakoś podnieść się i iść do przodu.
Przygarbiona postać - powłóczy nogami,
obwisłe ramiona - w dłoni trzyma coś,
wychudły człowiek - ledwo idzie,
jego włosy są zmierzwione - wręcz matowe,
podarte ubranie - smutny widok wraku człowieka,
lecz w oknie widzę jakieś odbicie - to odbicie to jestem ja.

      Dochodzę do siebie - chwilę to trwa,
      czy owa postać - to właśnie ja,
      straszliwy widok jest to zło wewnętrzne - nie do opanowania,
      co emocje do mnie kieruje niczym poprzez szkło,
      muszę stłuc tą taflę przeklętą,
      by spokój mógł panować, a nie gniew i zło triumfować.
Mijają chwile, promienie słońca wpadają przez okno,
oświetlając wnętrze pokoju - stoję w nim,
wszystko jest całe - stoi na miejscu,
błogi spokój mnie opanowuje,
czuję zmęczenie a nawet znużenie,
ta wizja nigdy się nie wydarzyła.

      Spokój i cisza - błogosławiony czas,
      niedawna wizja - lustrzane odbicie,
      choć piękne ramy nieraz ma,
      musisz uważać na jej fałsz,
      gdy lustro faluje - uważaj zatem,
      bo może gniew ogarnąć i ciebie.
Dopóki co - ciesz się i baw, swobodą żyj,
rób wszystko co dobre - odrzuć zło,
bo gdy dopadnie cię - z jego drogi trudno jest zejść,
dopóki będziesz tą drogą kroczyć,
nie zatriumfuje tu zło - zwycięży dobro,
lecz owa granica bywa złudna.

      Ostrożnie więc zatem - przeglądaj się w nim,
      zważaj na ramę jego - co zdobną jest,
      w niej to jest właśnie ta siła przeklęta,
      ona to właśnie do siebie przyciąga i woła cię,
      gdy jesteś słaby - przepadłeś już dla zła.....

Autor :.....STS.....




















2 komentarze:

  1. Jak się cieszę, że mogłam przeczytać po długiej przerwie Twój wiersz. Jak zwykle budujesz atmosferę i kończysz "nauką". Świetny i mądry przekaz- dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki za polecenie tego bloga. Podoba mi sie I chetnie poczytam w wolnej chwili.Moze nawet cos zaprezentuje w Kaciku Poezji Niecenzurowanej w Radio Bunt? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń