Wstaje świt - oświetla zieleń drzew,
rozłożyste konary przysłaniają ziemię,
szumią dumnie swym listowiem,
snując opowieści z zamierzchłych czasów,
tak trwają od wieków dumne i wyniosłe,
nawet umierając stoją smukłe i dumne.
Promienie słońca padają na polanę,
pomiędzy drzewami wysokie ruiny górują,
choć smagane wiatrem i deszczem,
stoją tu niewzruszenie od wieków - ukryte przed światem,
gdzie są ci ludzie, co wznieśli to miasto?,
gdzie jest ten gwar? - co tu rozbrzmiewał.
Opuszczone przez ludzi - milczące i ciche,
niemy świadek z dawnych lat,
kiedyś dumnie okolice pokrywało,
teraz rozpadając się jeszcze trwa,
piękny plac w nim był - olbrzymi i okazały,
- dziś po nim tylko zgliszcza smutne pozostały.
Cudowna świątynia z kamienia cała była tu wzniesiona,
do jej serca schody wiodły w górę wysoko,
gdzie ołtarz ofiarny stał wspaniały,
wykuty w kamieniu był cały,
główny kapłan tam obrzędy prowadził,
ludzkie ofiary składał on tam.
Po stopniach świątyni krew spływała,
to dar dla bogów - by przychylni byli,
ich serca wyrywane - jeszcze bijące,
składane w ofierze by walecznym być,
niezwyciężona owa armia to była,
lecz najeźdźca podstępny pokonał ich.
Nie pomógł kapłan a nawet magia,
nie pomogły ofiary składane krwawe,
zniszczył ich podstępny i cwany wróg,
ograbił świątynie i zniewolił lód,
wkroczyli do ich zamkniętego świata,
owi najeźdźcy w zbroi ze stali - zakuci byli cali.
Pękły wrota wolności - wolność przekuto w niewole,
dumnego władcę zakuto w kajdany,
tak oto poniżono lód wspaniały cały co dumny był,
bezlitosny najeźdźca oszukał ich lud,
przejął ich dom! - by zniszczyć kulturę,
zasiać do ich serc nienawiść i strach.
Obdarci do cna z dumy i waleczności,
ograbieni z dóbr i świętości,
- ograbieni ze wszystkiego co kochali,
zarażeni zarazą, której nie znali,
widzieli zwierzęta których nie znali - więc ich się bali,
z pomocą których zawojował ich wróg.
Wtargnął do ich życia - panikę siejąc i strach,
próbował im zabrać wszystko, co tylko się da,
wysłać na statkach do swojego królestwa,
by dostąpić zaszczytów za śmierć i zniszczenia zadane,
dorobić się fortun za innych cierpienia,
lecz nie przewidział odwetu i uwięzienia.
Fałszywymi słowami - został władca osadzony,
krzywoprzysięstwem, kłamstwem i bluźnierstwem,
inkwizycja się posługiwała - lud skazywała,
więc i na władcę wyrok śmierci wydała,
w tajemnicy głębokiej przed ludem - wyrok wykonano,
niewinnego władcę zamordowano.
Wiadomość o śmierci i tak do ludu dotarła,
rodzi się bunt - podnoszą się opuszczone głowy,
pękają ogniwa okowów - spadają łańcuchy niewoli,
jednoczą się ludzie by walczyć z najeźdźcą,
wznoszą modły do Pacha Mamy o zwycięstwo,
niedawny agresor - jest już pokonany.
Pozbawiony nadziei, pozostawiony przez swoich,
traci nadzieję na wolność i życie,
niedawny najeźdźca na ołtarzu został złożony,
na jego plecach krwawe skrzydła wycięte górują,
jego życiodajna krew karmą dla ziemi,
a serce wyjęte jeszcze bijące - złożone bogom zostało w ofierze.
Minęły wieki od tamtych wydarzeń - echo tamtych dni,
odbija się cieniem od tych budowli monumentalnych,
powracając niczym duch tamtych wydarzeń,
ruchome cienie znikają nad ranem,
by nocą od wieków powrócić tu na nowo,
przypominając wszystkim by nie być agresorem.
Autor.....STS.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz